Kalendarz
Po Wt śr Cz Pi So Ni
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30          
Grand Prix Stargardu
Grand Prix Stargardu Szczecińskiego Cztery Pory Roku

Więcej na stronie

www.grand-prix.szwla.pl

Logo Grand Prix Stargardu Szczecińskiego Cztery Pory Roku Edycja VI

Julian i Roman na FESTIWALU BIEGOWYM w Krynicy
Relacje z imprez w których brali udział członkowie SZWLA

4 Festiwal BiegowyW dniach 6-8 września 2013 r. w Krynicy Zdrój odbył się już po raz czwarty Festiwal Biegowy. Oferta Festiwalu była tak szeroka, że zadowoliła nawet najbardziej wymagających biegaczy, a każdy kto w nim uczestniczył znalazł coś dla siebie. Były spotkania z trenerami, lekarzami, dietetykami i w końcu z pasjonatami biegania, którzy dzielili się swoją wiedzą i doświadczeniem. Uczestniczenie w jakimkolwiek panelu dyskusyjnym czy wykładzie wzbogaciło wiedzę uczestników. Można było skorzystać z bogatej oferty sklepów i przedstawicieli handlowych firm zajmujących się sprzętem, strojami, odżywkami i innymi gadżetami dla biegaczy. Poza tym wiele imprez artystycznych - z koncertem Budki Suflera - dopełniało całość. Oczywiście najważniejsza była oferta związana bezpośrednio z zawodami. Tutaj każdy miał do wyboru dystans od 1 km do 100 km. Były biegi w terenie płaskim, pofałdowanym i zdecydowanie górskim.
W pierwszej i drugiej edycji festiwalu startowałem w Biegu 7 Dolin na dystansie 100 km. W tym roku postanowiłem coś zmienić i nadarzyła się ku temu znakomita okazja za sprawą organizatorów, którzy wymyślili ciekawą formułę składającą się z pięciu biegów i nazwali ją IRON RUN. Wraz z Julianem Wójcikiem postanowiliśmy spróbować swoich sił w tej konkurencji. Niestety ostatnie kłopoty Juliana ze zdrowiem spowodowały, że wycofał się w ostatniej chwili, ale postanowił wziąć udział w czterech z pięciu biegów, odpuszczając tylko ostatni dystans maratonu mając na uwadze, że już niedługo czeka go maraton w Berlinie.
Formuła Iron Run’a była następująca: pięć biegów, w każdym limit czasowy i do kolejnego biegu przystępuje się z handicapem czasowym.

Pierwszy start w piątek o godz. 19:00 to KRYNICKA MILA na dystansie 1600 m z limitem 6 min i 30 s. Do zawodów, pomimo zapisania się 196 zawodników, ostatecznie z uwagi na dość wygórowane limity przystąpiło 102 zawodników. Pierwszą konkurencję ukończyło 98 osób, a więc trzech nie zmieściło się w limicie. Do następnej konkurencji o godz. 22:30 jaką był BIEG NOCNY na dystansie 7 km (w tym 3,5 km ostrego podbiegu i tyleż samo zbiegu) zawodnicy startowali już ze stratą do prowadzącego. Po pierwszej konkurencji z czasem 5:50 zajmowałem 74 miejsce i ze stratą do prowadzącego 1 min i 1 s. wystartowałem do drugiego biegu. Niespodzianką (chociaż możliwą do przewidzenia) był brak oświetlenia części trasy, co było dodatkowym utrudnieniem. Ostry podbieg na dystansie 3,5 km mocno dał się we znaki tym bardziej, że mocno zmobilizował mnie do wysiłku pomysłodawca i główny organizator festiwalu Zygmunt Berdychowski. Startując w tej samej serii na 1600 m biegł za mną, zaczepił mnie i Juliana z prośbą o wyjaśnienie skrótu SZWLA - i w ten oto sposób staliśmy się bezpośrednimi rywalami. Wracając do Biegu Nocnego to Zygmunt bardzo szybko odrobił stratę do mnie 4 s. z Milii i na podbiegu mnie wyprzedził. Miał przewagę znajomości trasy, ale postanowiłem jak długo się tylko da nie odpuszczać i trzymać się blisko niego. Początek był niezwykle ciężki bo trudno było uspokoić oddech, ale po kilkuset metrach na tyle się przyzwyczaiłem do wysiłku, że powoli i systematycznie zacząłem się zbliżać i w końcu go wyprzedziłem na 200 m (jak się okazało) przed nawrotem. Pozostała część dystansu do mety to tylko zbieg, no i tu nie dałem żadnych szans. Ostatecznie wynik 30:34 i 67 miejsce, a przewaga nad Zygmuntem urosła do 35 s.

Sobota 7 września to kolejne starty. Pierwszy z nich to ŻYCIOWA DYCHA na trasie z Krynicy Zdrój do Muszyny. Trasa biegnie niemalże na całej swojej długości w dół, co pozwala biec nieco szybciej. Z uwagi na ukształtowanie trasy miałem nadzieję na czas nieco poniżej 40 min., chociaż nocny bieg pozostawił nieco zmęczenia w mięśniach i do końca nie wiedziałem na co mnie stać. Start o godz. 12:30. I tym razem wystartowałem ze stratą do prowadzącego 7 min i 8 s. Początkowo połączyłem się z kilkoma zawodnikami, którzy mieli podobną stratę do mnie i wspólnie kontynuowaliśmy bieg zgodnie z założeniem poniżej 4 min na km. Czy to pogoda (temperatura o tej porze była już dość wysoka) czy też pozostałość w mięśniach po piątkowym biegu, sił starczyło do 7 km i trzeba było nieco odpuścić. Ostatecznie 40:48 i 62 miejsce po trzech konkurencjach ze stratą 15:08 do prowadzącego. Jak się później okazało Zygmunt zbyt ambitnie podszedł na początku do startu (pewnie chciał mnie szybko dojść) i przypłacił to dość słabym czasem, przez co moja przewaga się powiększyła do 2 min i 54 s. Po trzech konkurencjach pozostało 93 zawodników.
Czwarta konkurencja to SZYBKA TRÓJKA rozgrywana na Deptaku Krynickim. Tym razem startowaliśmy ze wspólnego startu w dwóch turach. Na pierwszy ogień poszli ci zawodnicy, którzy zajmowali pierwszych 50 miejsc. Tym samym mnie przyszło rywalizować w drugiej turze. Tego startu bałem się najbardziej, bo wyznaczony limit 12 min. 30 s. wydawał się być dość ostry, mając na uwadze, że to już czwarty start w tak krótkim czasie, a każdy dystans biegałem na tzw. „maksa”. Na szczęście szybko wyjaśniła się nazwa biegu „Szybka Trójka” bo ostatecznie dystans był 2,6 km i nie było problemu ze zmieszczeniem się w limicie. W rezultacie 10:03, 60 miejsce i moja przewaga nad Zygmuntem wzrosła do 3 min i 16 s.

Niedziela rano, godz. 8:45 stajemy na starcie KORAL MARATONU. Przed nami już o godz. 8:30 wystartowali uczestnicy maratonu, a 10 min. później sztafety. Punktualnie o 8:45 sędziowie wypuszczają na trasę prowadzącego, a za nim w odpowiednich różnicach czasowych kolejnych zawodników. Stoję z swoim leju startowym w oczekiwaniu na wypuszczenie na trasę z lekką obawą co mnie czeka na trasie . Temperatura na razie dobra, około 10 stopni, ale z każdą chwilą się podnosi, a słońce coraz bardziej grzeje. Wielką niewiadomą jest stan moich mięśni. Ostre bieganie z poprzednich dwóch dni pozostawiło zmęczenie, które teraz będzie odgrywało decydującą rolę. Przychodzi moja kolej na start i ruszam. Przede mną trzech zawodników z przewagą kilkunastu sek., a za mną z niewielką stratą kolejny. Moja taktyka jest prosta: nie walczyć z grawitacją. Zgodnie z zasadą „nie bądź Pan głąb, praw fizyki Pan nie zmienisz” postanowiłem biec tak, jak pozwala ukształtowanie terenu przy zachowaniu reżimu tętna, a tempo samo wyjdzie. Zaraz po starcie poczekałem na kolegę, który był bezpośrednio za mną i wspólnie ruszyliśmy równym spokojnym tempem. Tętno 130-140, luźny i swobodny krok, a reszta należy do grawitacji. Trasa biegnie - tak jak dzień wcześniej - do Muszyny, a więc w dół. W efekcie tempo w zależności jak mocny jest zbieg oscyluje od 4:04 do 4:45 min. na km. Do 10 km wszystko idzie zgodnie z planem. Tempo i tętno się zgadza. W Muszynie po 10 km profil trasy zaczyna się zmieniać. Już nie jest tylko z górki, ale zdarzają się początkowo lekkie podbiegi i zaczynam odczuwać zmiany w mięśniach. Czuję, że stawianie kroków zaczyna mi sprawiać lekkie problemy. Myślę sobie, że może to przejdzie, ale na wszelki wypadek nieco zwolniłem. Pierwszy kryzys przyszedł już niedługo bo na 13 km wraz z pierwszym podbiegiem. Na razie tempo spadło do 4:55 min./km, ale już na 15 km jak pojawiło się dość mocne wzniesienie, pierwszy raz postanowiłem przejść do marszu. Idąc straciłem nieco czasu i miejsc, bo kolejni zawodnicy mnie wyprzedzali, ale miałem nadzieję, że kiedyś będzie w dół i wtedy odrobię. Nie czekałem zbyt długo i już od 16 km na zbiegu odrobiłem to co wcześniej straciłem, a tempo wróciło do poziomu 4:30-4:45. Tak dobrze było tylko do 23 km, bo od tego momentu trasa biegła niemalże przez cały czas pod górę. Co prawda podbiegi nie były strome, ale starty w poprzednich dniach i pokonane kilometry w maratonie spowodowały, że jeżeli było płasko to i tak było pod „górkę”. Coraz trudniej przychodziło utrzymanie jakiegokolwiek tempa i co rusz przechodziłem do marszu. Sztywne nogi to jeden problem, a brak energii to drugi. Na trasę wziąłem ze sobą żel energetyczny przewidując, że może brakować energii, ale okazało się, że jeden do stanowczo za mało. Ratowałem się bananem i izotonikiem, ale zachodziła obawa „sensacji żołądkowych” więc nie przesadzałem. Trasa nadal pod górę i czekałem na ten 35 km, który niejednemu maratończykowi znającemu trasę spędzał sen z powiek przed startem. Wcześniej tą trasę przebiegłem będąc dwa lata temu na obozie, ale w odwrotnym kierunku. Wtedy zbiegałem w dół, teraz muszę się wdrapać na górę. Tempo biegu - jeżeli można nazwać to co robiłem biegiem - znacznie spadło do 7-8 min./km i tylko czekałem, kiedy mój rywal Zygmunt mnie przegoni. Nie czekałem zbyt długo, na jakieś 600 m przed szczytem zobaczyłem jego plecy. Początkowo ambicja kazała mi utrzymać jego tempo, ale organizm był nieugięty. Pozostawała tylko nadzieja, że do szczytu nie ucieknie mi za daleko, a na zbiegu to ja mu pokażę! Nareszcie szczyt! No to do dzieła! Próbuję poprawić sylwetkę, luzuję co da się wyluzować i powoli zaczynam przyspieszać. Poddaję się całkowicie sile grawitacji uważając by tylko nie stracić równowagi i by nogi wytrzymały dość duże przeciążenie. Nabieram szybkości. Mijam kolejnych zawodników, tych startujących w maratonie i tych z którymi bezpośrednio rywalizuję w Iron Run, a którzy wykorzystali moją słabość na podejściu pod górę. Biegnę coraz szybciej. Czuję, że zaraz stracę równowagę, ale w oddali już widać Zygmunta, więc nie zwalniam. Tempo wydaje się być kosmiczne jak na ten moment maratonu (później sprawdziłem: 40 km w czasie 3:43, a 41 km w czasie 4:11), daję radę i dochodzę Zygmunta, który biegnie razem z innym uczestnikiem naszej rywalizacji. Rzuciłem tylko „dawajcie chłopaki” i nie zwalniając, i nie oglądając się na nikogo, pomknąłem w dół. Po drodze mijam kolejnych rywali. Poznaję po numerach. Mieliśmy w kolorze czerwonym. To szybkie tempo zaczęło mi dokuczać. Zwyczajnie mnie zatkało. Musiałem powoli zwolnić, ale nie za szybko, bo nogi mogłyby nie wytrzymać przeciążenia. Do mety już niedaleko, ledwie 1200 m, a mi jest coraz trudniej utrzymać tempo. Tętno wysokie, brak powietrza, czuję, że zaraz stanę. Liczę metry do mety. Czekam na oznakowanie na asfalcie „nawrotu mili”, to będzie znak, że do mety tylko 800 m, tylko „dwa stadiony”. Dam radę! Coraz trudniej, zatkało mnie ostatecznie, muszę stanąć nabrać powietrza. Staję, jeden oddech, drugi … jest Zygmunt! Widać posłuchał mojej rady i zabrał się ze mną. Wynik jest już jasny. Do mety tylko 300 m, ale wiem, że zrobiłem już wszystko! Więcej się nie da. Ruszam do mety: 250 m, 200 m, mija mnie kolejny rywal, jest meta! Z trudem łapię powietrze. Nachylam się, by dojść do siebie, wyrównać oddech. Na mecie czeka na mnie Julian. Pomaga mi, powoli wyrównuję oddech i kieruję kroki w kierunku masażu. Ten zbieg w dół … nogi zasłużyły na nagrodę. Z trudem wchodzę na stół i czuję delikatne ręce masażystki jak muskają obolałe łydki. Jestem szczęśliwy. Dałem radę!!! Po masażu schodzę ze stołu i widzę Zygmunta. Wpadamy sobie w ramiona i składamy gratulacje. Zygmunt idzie na masaż do tej samej masażystki. Mi pozostaje satysfakcja, że chociaż na masażu byłem pierwszy!

Ostatecznie Iron Run ukończyło 91 zawodników. Wygrał MUNGUTI MARK MAKAU, drugi był CHERUIYOT MIKE, a trzeci HAPAK EDUARD. Ja, z łączną stratą 1:26:54 do zwycięzcy, zająłem 55 miejsce, a w kategorii powyżej 40 lat byłem 28.
Również Julian zaliczyć może udział w Festiwalu Biegowym za udany. Osiągnięte wyniki w poszczególnych biegach wskazywały, że spokojnie we wszystkich limitach się zmieścił. Oto Jego wyniki w poszczególnych startach:

  • Mila 1600 m – czas: 6:28
  • Bieg Nocny 7 km – czas: 36:30
  • Życiowa Dycha Taurona 10 km – czas: 50:51
  • Szybka Trójka 2,6 km – czas: 11:27

Zainteresowanych wynikami odsyłam na stronę Festiwalu Biegowego.

[Roman Jasiczek, fot. Julian Wójcik]

4 Festiwal Biegowy w Krynicy

4 Festiwal Biegowy w Krynicy

4 Festiwal Biegowy w Krynicy

4 Festiwal Biegowy w Krynicy

4 Festiwal Biegowy w Krynicy

Facebook
Partnerzy

Fotografia Stargard
Martyna i Rafał
Naturalna fotografia ślubna i rodzinna
Pogoda
Pogoda w Stargardzie


Prognoza Pogodynki

Prognoza MeteoGroup




Prognozy numeryczne ICM:

Meteorogram modelu UM
Meteorogram modelu COAMPS

Aktualna Pogoda

Droga krajowa nr 10
Morzyczyn - Jezioro Miedwie
Wygenerowano w sekund: 0.05 8,229,735 Unikalnych wizyt
stat4u